— Tak.
— Czy myślą, że będą nas mogli tutaj złapać i zgładzić.
— Nie. Wręcz przeciwnie, wiedzą, iż rola ich dobiega końca.
— Tak, nie pozwolimy się zaskoczyć i zabić. Mogli schwytać Vogla, ale nie nas. Odkryliśmy ich gniazdo. Jeśli stąd uciekną, to pomkniemy za nimi i nie spoczniemy, dopóki nie wpadną nam w ręce. Zdają sobie z tego sprawę. Naraz chwytają Vogla, który wyrzuca im zbrodnie i powiada, że jest jedynym prawdziwym spadkobiercą. Co w takim razie mają uczynić?
— Natychmiast go usunąć — odpowiedział tonem pełnym przekonania Emery.
— Czy mój brat Szarlieh podziela to zdanie?
— Nie — zaoponowałem, domyślając się już zamiarów Winnetou. — Morderstwo nie polepszy ich sytuacji, lecz o wiele pogorszy. Mordercy nie będą mogli liczyć na nasze pobłażanie.
— Mój brat ma słuszność, gdyż trzymając go jako zakładnika, zyskują możność ratunku.
— A więc mój brat Winnetou myśli, że jeśli zostaniemy tutaj, to wkrótce nadejdzie wywiadowca, a później poseł?
— Tak.
— Mój brat najlepiej z nas przewiduje. Nigdy się nie myli. Jestem przekonany, że i dziś spełni się jego przypuszczenie.
— Bardzo wątpię — mruknął niechętnie Emery. —
Strona:PL Karol May - Jasna Skała.djvu/18
Ta strona została uwierzytelniona.