Strona:PL Karol May - Jasna Skała.djvu/19

Ta strona została uwierzytelniona.

A nawet jeśli się to sprawdzi, czy wejdziecie w układy z tymi ludźmi?
— Tak. Należy czynić, co rozum dyktuje. Przedewszystkiem powinniśmy dbać, aby się nic złego nie stało naszemu towarzyszowi, a przeto napozór przystać na poczynione propozycje, albo, co najmniej, wziąć je pod rozwagę. Działaliśmy dziś nieprzezornie i bez szczęścia, ale jedna okoliczność godzi mnie z naszem fatalnem położeniem.
— Jaka?
— Że mamy lassa przy sobie. Gdybyśmy je zostawili przy koniach, wszystko byłoby dla nas stracone i nie wiedziałbym, jak uwolnić Vogla.
Pshaw! Uwolnilibyśmy go w każdym razie. Nie spocząłbym przedtem.
— Ale z jakiemi przeciwnościami musielibyśmy walczyć! Teraz zaś jestem przekonany, że Voge będzie wolny już jutro rano. Mam nadzieję, że — —
Winnetou przerwał mi lekkiem skinieniem. Leżał tak, że mógł spoglądać w wąwóz. Dojrzałem błysk w jego oczach. Naraz usłyszałem szmer kroków — ktoś się skradał powoli i milczkiem. Zaszyliśmy się głębiej w zęgajnik. Nabawem wywiadowca nadszedł. Był to Indjanin. Obejrzał się na prawo i lewo, nie widząc nikogo. Wyszedł z wąwozu i zaczął badać ślady, odciśnięte przez nas i przez jego towarzyszów na trawie.
Teraz odwrócił się do nas plecami. Winnetou podniósł się cichaczem za nim, ja i Emery nie daliśmy na siebie czekać. Apacz spytał głośno: