— Wygórowane żądanie! A co wzamian przyrzeka Winnetou?
— Życie.
Poznać było po Yuma, że odczuwa wielki respekt wobec Winnetou, ale tym razem jego cienkie wargi zadrgały ironicznie, kiedy odparł:
— Jeśli nam zechcą odebrać życie, to potrafimy je obronić. A może sądzi wódz Apaczów, że nie imają go się kule?
— Tutaj, śród was, jestem pewien, że mnie żadna kula nie ugodzi. Znam was dobrze. A zatem wiesz, czego żądam: ojca i syna, mieszkających u was, młodego białego, któregoście schwytali, oraz koni.
— A co się stanie, jeśli nasi wojownicy się nie zgodzą?
— Tego ci nie powiem, ale niebawem się dowiecie. Teraz możesz odejść. Zostaniemy tutaj, aż słońce zbliży się do widnokręgu na dziesięć szerokości ręki. Jeśli do tego czasu nie dacie odpowiedzi, to spór nasz rozstrzygnie tomahawk. W ciemnościach dotrzemy do rzeki, powystrzelamy wszystkich, którzy nam staną na drodze, wedrzemy się do puebla i zabierzemy wszystko, czego nam odmawiacie. Wówczas wasze kobiety i dzieci podniosą lament i zaczną wyć nad śmiercią, która uniosła ich mężów i ojców.
— Winnetou jest wielkim wojownikiem, ale i Yuma nie są myszami, które lękliwie wylatują z dziur, skoro słyszą kroki wroga.
Strona:PL Karol May - Jasna Skała.djvu/23
Ta strona została uwierzytelniona.