Teraz wreszcie spuściła z tonu. Zapytała szybko i niepewnie.
— Sennor, jestem parlamentarjuszką. Czy chce mnie pan tutaj zatrzymać?
— Mógłbym.
— Nie, to byłoby sprzeczne z prawem wszystkich narodów!
— Prawa narodów — tam, gdzie idzie o tak wielkie, tak straszliwe zbrodnie! Czy przyrzekłem, że pozwolę pani wrócić do puebla?
— Nie, ale to się samo przez się rozumiało!
— Nie było tak zrozumiałe, jak pani mniema. Lecz uspokoję panią. Ani mi przez myśl nie przeszło zatrzymać panią. Może sennora bez przeszkód wrócić do swej czcigodnej kompanji. Jeśli będę uważał za konieczne zabezpieczyć sobie pani osobę, uczynię to, ale jak najpóźniej.
— Co za łaskawe względy! — rzekła z uśmiechem.
— O nie! Czynię to z innego powodu. Nie chciałbym mieć pani przy sobie i dlatego pragnę jak najdłużej trzymać się zdala. Oto jest powód właściwy.
— Dotrzymuje pan przyrzeczenia, sennor. Jest pan równie szczery ze mną, jak ja z panem. Znienawidziłam pana z pierwszego wejrzenia.
— Dziękuję. Dawno już nie doświadczyłem tak prawdziwego, tak wielkiego zaszczytu.
— I dlatego — dodała szybko — z prawdziwą rozkoszą układam się teraz z panem, chociaż o układach
Strona:PL Karol May - Jasna Skała.djvu/31
Ta strona została uwierzytelniona.