właściwie nie może być mowy. Przyszłam tylko poto, aby sprawić sobie przyjemność i oznajmić wam, żeście się tu napróżno fatygowali. Nie uwieziecie stąd nikogo, nie dostaniecie ani grosza z tych pieniędzy, które zagarnęlibyście chętnie. Czyście aż tak zaślepieni, że marzy wam się opanowanie puebla?
— A jeśli jednak uda mi się przedostać do kotliny?
— Wiem wprawdzie oddawna, że umie się pan niepostrzeżenie, niczem wąż, prześlizgnąć, ale nie w tej miejscowości. Musiałby pan przefrunąć ponad głowami naszych strażników.
— Istnieją chwyty i wybiegi, które mogą usunąć z drogi więcej niż dziesięciu wartowników. Zaręczam pani słowem, że jeśli zechcę, potrafię z całą pewnością przedostać się do kotliny.
— Tak, można panu przyznać znajomość fortelów i wybiegów! Dobrze, że pan o nich uprzedza, — zarządzi się odpowiednie środki ochronne. Ale nawet, jeśli znajdziesz się w kotlinie, co panu z tego przyjdzie? Z kotliny daleko jeszcze do puebla.
— Wejdziemy i do puebla.
— Nie chełp się, żeś wszechmocny! A nawet gdyby pan przenikł do puebla, nie znaczyłoby to jeszcze, że masz kogokolwiek w ręku. Jesteśmy uzbrojeni i napradę nie będziemy pana oszczędzać. A jeszcze mniej masz nadziei zagarnięcia pieniędzy.
— Wręcz przeciwnie. Jestem przekonany, że je odzyskam.
— Ani złamanego szeląga! — Wszakże, sennor,
Strona:PL Karol May - Jasna Skała.djvu/32
Ta strona została uwierzytelniona.