pan był tak rozsądny i poznał się na korzyściach tych warunków. Jeśli wszyscy trzej się zgadzacie, to — —
— Zgadzamy się, — przerwałem — najzupełniej zgadzamy! Ale nie dowiedziała się pani, pod jakim względem.
— Więc pod jakim?
— Zgadzamy się ze zdaniem, że Meltonowie są największymi łotrami pod słońcem.
— To niema nic do rzeczy!
— Czy również niema nic do rzeczy druga prawda, co do której się zgadzamy, że jest pani taką samą łotrzycą, jak obaj Meltonowie razem wzięci?
— Sennor, poco te złorzeczenia! Czy chce pan zniweczyć naszą piękną ugodę?
Mogła się istotnie łudzić, że godzę się na jej warunki, gdyż mówiłem z takim spokojem, z taką obojętnością, na jaką tylko, mimo oburzenia, mogłem się zdobyć. Teraz dopiero połapała się, że przemawiała przeze mnie ironja gniewu. Wypowiadając powyższe słowa, wstała, jakgdyby z oburzenia chciała odejść. Podniosłem się, również i rzekłem:
— Nasza ugoda? Czy istotnie mogła pani przypuścić, że przystanę na pani szaleńcze żądania?
— Nazywa pan je szaleńczemi? Obłąkanemi? — zawołała. — Zastanów się przecież nad moją propozycją!
— Pocóż mam się zastanawiać? Vogel bez-
Strona:PL Karol May - Jasna Skała.djvu/35
Ta strona została uwierzytelniona.