Strona:PL Karol May - Jasna Skała.djvu/46

Ta strona została uwierzytelniona.

ostateczne rozstrzygnięcie nastąpi dzisiaj. Gdyby się nam dzisiaj nie powiodło, należałoby przypuszczać, że przegraliśmy z kretesem.
Emery wziął pod rozwagę wzmiankę Apacza o ognisku. Podniósł się i oddalił, aby poszukać suchego drzewa. Pomogłem mu. Ognisko mogło się przydać z dwóch względów. Po pierwsze oświetliłoby okolicę, a po wtóre, skoroby było zapalone nie u wylotu cieściny, lecz w jej gardzieli, stałoby się zawadą dla każdego, ktoby wejść do cieśniny usiłował.
Skoro się ściemniło, dotarły do nas z głębi lekkie obłoki dymu. A zatem Yuma rozniecili ogień. Ułożyliśmy drwa w cieścinie i podpalili. Zebraliśmy tyle paliwa, że starczyłoby do podsycania ogniska przez całą noc.
Emery popełniłby wielki błąd, gdyby usiadł wpobliżu ogniska. Poszukał przeto miejsca w zaroślach i ukrył się w mroku — naprost ognia. Wskutek tego mógł zaglądać daleko w przesmyk i zawczasu dojrzeć intruza. Mnie i Winnetou czas było w drogę. Wziąłem od Anglika lasso, bo było nam potrzebne. Podobnie jak my, przewieszał je przez lewy bok i prawe ramię.
— Masz — rzekł. — Chcę wierzyć, że się nie zerwie. Kiedy będziecie na górze?
— Najwcześniej za pięć kwadransów, musimy bowiem pójść pieszo.
— Czy nie będziecie mi mogli dać znaku, skoro zejdziecie nadół?
— Nie. Znak mógłby nas zdradzić.