Strona:PL Karol May - Jasna Skała.djvu/47

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale chciałbym wam pomóc, gdyby doszło do walki.
— Mam nadzieję, że nie będzie nam potrzebna pomoc.
— A jeśli jednak?
— Więc posłuchaj uważnie. Jeśli usłyszysz zwykłe strzały lub inny hałas, to zostań na posterunku i nie wpuszczaj nikogo. Ale skoro usłyszysz głośny i głęboki huk mojej niedźwiedziówki, który na pewno dotrze do ciebie, znaczyć to będzie, że jesteśmy w niebezpieczeństwie. Wówczas poprzez ognisko wpadniesz do kotliny. Skoro tylko cię zobaczę, zawołam co masz czynić.
Well, niech tak będzie. Spodziewam się, że nie trzeba będzie łatać szramy, lub dziury na naszych ciałach. Dziś wreszcie trzymamy mocno obu szubieniczników i nie sądzę, żeby nam drapnęli.
Podzielałem jego mniemanie. Podałem mu dłoń i odszedłem wraz z Apaczem.
Teraz w canonie było tak ciemno, że zwykły śmiertelnik nie widziałby ręki przed oczami. Ale my źrenice mieliśmy tak wyćwiczone, że nie potykaliśmy się o drzewa, ani nie wpadali do wody. Jako tako posuwaliśmy się naprzód. Skoro wyszliśmy z doliny i wąwozu, rozjaśniło się znacznie, gdyż gwiazdy świeciły jarko.
Pomknęliśmy, nie rozmawiając ze sobą, ile że nic nas do rozmowy nie zmuszało. A jednak minęła przeszło godzina, zanim dotarliśmy do płaskowzgórza