Dopełzliśmy do brzegu platformy. Na dole, w otworze niższego tarasu, świeciło matowe, ledwie dostrzegalne światełko.
— Biada! — szepnąłem. — Tu na dole jest trzecia platforma, a zatem dach drugiego piętra, gdzie mieszka Melton ojciec. U niego się świeci. Wcale to nam nie na rękę, tem bardziej, że nie mamy drabiny, a musimy się wystrzegać wszelkiego szmeru.
— A więc tem prędzej trzeba działać. Spuszczę mego brata na jego długiej niedźwiedziówce. Potem niech stanie przy murze, abym mógł zejść po jego plecach.
Szczęśliwie opuściłem się na dolny taras. Winnetou stanął na moich plecach; aby mu dać jeszcze jeden szczebel na moich splecionych dłoniach, przymierzyłem broń do muru. Apacz stanął na tym szczeblu i usiłował postawić nogę na tarasie; odstęp był zbyt wysoki; Apacz potknął się, uderzył o ciężką niedźwiedziówkę, ta zaś runęła, wydając głośny, ciężki huk. I to tuż nad mieszkaniem starego
Meltona!
— Czem prędzej do końca tarasu! — szepnąłem. — Potem położyć się plackiem. Melton pewno nadejdzie!
Skradliśmy się na koniec dachu. Ledwo zdołaliśmy się położyć wyszedł z otworu stary. Wychylił się całym korpusem i zapytał w dialekcie Pueblosów:
— Payu ti-i? — Czy jest tu kto?
Nie doczekawszy się odpowiedzi, wyszedł na taras i posuwał się powoli, na szczęście w kierunku
Strona:PL Karol May - Jasna Skała.djvu/51
Ta strona została uwierzytelniona.