się uwolnić. Zgasiliśmy lampę, przystawili drabinę i, wszedłszy na platformę, wyciągnęli ją na górę, aby zejść po niej na niższe piętro, gdzie mieszkał Jonatan Melton.
Otwór był niezakryty — biło z niego mocne światło. Zeszliśmy nadół, podkradli się do otworu i zaczęli podsłuchiwać. Rozmawiało dwoje osób. Dobiegał głos męski i kobiecy; poznałem Jonatana i Judytę. Drabina prowadziła do wnętrza. Otwór był tu dwakroć większy, niż poprzedni, to też, nachyliwszy się, zobaczyliśmy większą przestrzeń pod sobą. Poza drabiną ujrzałem czworo nóg, ale tym razem nie drewnianych, tylko ludzkich: parę w męskich butach, a parę w małych pantofelkach. To Jonatan i Judyta siedzieli obok siebie na ławce. Dosłyszałem właśnie, jak Judyta rzekła:
— A więc uważasz, że ci trzej ludzie zatrzymają się przed wejściem?
— Tak — odpowiedział. — Aby nas strzec.
— I niesposób ich odpędzić?
— Nie. Niestety, z kotliny prowadzi tylko jedna droga. Gdyby nawet było nas tutaj stu, czy więcej mężczyzn, nie poprawiłoby to sytuacji, — przejście przez cieśninę dostępne jest tylko dla jednej osoby. Pierwsi, którzy się odważą, legną od strzałów i swemi ciałami zakorkują drogę innym. Jedyna pociecha w tem, że mamy dosyć żywności na długie miesiące, a wody nawet na całą wieczność. Do tego czasu owi trzej szubrawcy stracą cierpliwość.
Strona:PL Karol May - Jasna Skała.djvu/55
Ta strona została uwierzytelniona.