Strona:PL Karol May - Jasna Skała.djvu/63

Ta strona została uwierzytelniona.

został trafiony i tak rozcięty, że ułomek poleciał ku skałom.
Uff, uff! — rozległy się głosy zdumionych czerwonoskórych.
— Widzieliście, jak pewnie trafiają nasze kule? — zawołałem. — Niemniej pewnie trafią w wasze serca i głowy, o ile nie spełnicie naszych życzeń.
— Czego żąda od nas biały nasz brat? — zapytał Yuma.
— Bardzo niewiele. Nie przyszliśmy do was jako wrogowie, nie chcemy was powystrzelać, ani zranić, ani tem bardziej zabrać waszej własności. Nie chcemy od was nic, prócz dwóch białych, którzy się u was schronili.
— Czemu chcecie ich schwytać?
— Ponieważ zbrodnie, które popełnili, wymagają kary.
— Nie możemy na to przystać, gdyż przyrzekliśmy, że ich nie wydamy.
— Nie żądam, aby czerwoni wojownicy złamali dane przyrzeczenie. Cóż jeszcze im przyrzekliście?
— Nic więcej.
— Więc powiadam wam, że wywiążecie się z danego słowa. Albowiem nie wydacie ich nam, tylko my sami ich schwytamy. A może się zobowiązaliście białych bronić, o ile nam uda się wślizgnąć tu skrycie?
— Nie wzmiankowało się o tem. Nikt nie przypuszczał, że ty — — uff, uff, uff!
Przerwał mowę okrzykiem strachu, gdyż w tej