— To pan, sennor? — rzekła. — Oczekuję Indjan. Kiedy przyjdą?
— Nic im jeszcze nie powiedziałem.
— Czemu nie? Sennorowi Shatterhandowi bardzo się śpieszy.
— Chciałbym z nim pomówić. Gdzież jest?
— Tam, w drugiem skrzydle. Ale dlaczego nie spełnia pan natychmiast jego rozkazu? W jakim celu chce pan przedtem z nim pomówić?
— Dlatego, że to wszystko wydaje mi się podejrzanem. Naco mu Indjanie? Wszak ma mnie i Winnetou, który przy nim przebywa.
— Nie mam pojęcia.
— Ale ja chcę mieć pojęcie! Zaprowadź mnie pani do niego.
— Nie mogę. Uprzedzał, aby mu nie przeszkadzać.
— Przeszkadzać? Pshaw! Ja, jego przyjaciel, nie będę mu przeszkadzał. Raczej już Indjanie. A zatem, gdzież on?
— Tam, w drugiem skrzydle, jak już mówiłam uprzednio.
— I nie chce mnie pani do niego zaprowadzić?
— Nie, gdyż zabronił.
— W takim razie pójdę sam.
— Nie znajdzie go pan!
— Natychmiast znajdę, natychmiast! Czy mam pani dowieść?
— Tak.
Strona:PL Karol May - Jasna Skała.djvu/89
Ta strona została uwierzytelniona.