Strona:PL Karol May - Jasna Skała.djvu/91

Ta strona została uwierzytelniona.

więc do puebla.. Jonatan nie omieszkał natychmiast skorzystać z odkrycia i... istotnie wam umknął.
— Mógł umknąć! Nie zależy mi na jego osobie. Zostawił przecież pieniądze.
— Sądzi pan? Naprawdę pan tak sądzi? I za jakiego uważasz go głupca! Sądzisz, że trzeba tu tylko poszukać. Ale myli się pan bardzo! Zabrał ze sobą pieniądze.
— Tylko część.
— Nie, wszystko, wszystko! Była to torba skórzana, pełna banknotów oraz papierów wartościowych.
— Do piorunów! To dopiero pech! — I stary również uciekł!
Powiedziałem to umyślnie wściekłym głosem.
— Też? — zapytała, błyskając oczami z radości. — Skąd pan wie?
— Jego gniazdko świeci pustką.
— Czy znał je pan?
— Jest nad panią, na wyższem piętrze. Nie przybyliśmy tu przez cieśninę, tylko opuściliśmy się na kilku związanych lasach. I właśnie w chwili, gdy nas zauważono i zawołano na alarm, stary Melton stał na dole przy ognisku. Czem prędzej czmychnął przez cieśninę.
— Pięknie, pięknie! — triumfowała. — Potem syn jego uciekł kanałem, spotkali się na pewno i drapnęli razem.
— Dokąd?