łowię. Przedewszystkiem pani utkwi na moim haku. Zabezpieczę sobie pani osobę.
— Z jakiego powodu, jakiem prawem?
— Prawem mocniejszego. Mógłbym powiedzieć, że pani jest współwinną w przestępstwach Meltonów. Ale wcale o tem nie myślę. Trzymam panią mocno i każę sennory strzec, dopóki nie dobrniemy do celu. Potem może pani iść sobie, dokąd zechcesz, nawet wślad za swoim Jonatanem. W tej chwili jestem tylko ciekaw, jak pani zabarykadowałaś wejście do kuchni, żeśmy się nie mogli wydostać.
Z lampą w ręku wszedłem do kuchni. Łóżko leżało nad otworem, a na łóżku stała drabina, tak wparta w powałę, że żadną miarą nie zdołalibyśmy usunąć pokrywy.
— Świetnie sobie poradziła sonnora! — rzekłem. — Gdyby na dole nie było kanału, moglibyśmy tu tkwić do dnia sądnego. Odtąd będziemy pani surowo strzegli, abyś, póki tu jesteśmy, nie mogła knuć podobnych zamysłów. Emery, zostaniesz tutaj, dopóki cię nie zluzujemy. A nie spuszczaj tej pięknej sennory z oka!
Obejrzał mnie zdziwiony. Dałem mu lekki znak, kryjomo przed Judytą. Zawołała za mną:
— Dziękuję panu, że zostawiasz mi swego towarzysza! Pana nie byłabym ścierpiała. A nie zapomnij spełnić przyrzeczenia!
— Jakiego? — zapytałem umyślnie, zatrzymując się na chwilę.
Strona:PL Karol May - Jasna Skała.djvu/94
Ta strona została uwierzytelniona.