byłoby za późno. Skinął na dziewczynę. Odpowiedziała nieznacznie i, udając, że ociera stoliki, podeszła do niego.
— Muszę wejść na górę — rzekł pocichu. — Rozmowa, która nastąpi miedzy przybyszem a kapitanem jest bardzo ważna i dlatego kapitan zechce się przekonać naocznie, czy nikogo niema w numerze dziesiątym. Może zażądać klucza, a zatem nie powinienem go zatrzymywać.
— W takim razie zamknę pana. Ale jeśli zajrzy do pokoju?
— Schowam się w szafie.
— A jeśli ją otworzy?
— Wyjmę klucz.
— Czy pan będzie mógł trzymać drzwi od wewnątrz tak mocno, aby Shaw nie mógł otworzyć?
— Trudne zadanie. Czy znajdzie się u was świder?
— Zobaczę. Służący posiada skrzynkę z narzędziami.
— Dobrze. Niech mi pani skinie, skoro będzie gotowa, poczem wejdziemy na górę. Wywoła mnie pani dopiero wówczas, kiedy ci panowie opuszczą gospodę.
Po kilku minutach kelnerka skinąła umówionym znakiem. Zapłacił należność i podniósł się, aby pozornie odejść.
W sieni spotkał kelnerkę. Zaprowadziła go do numeru dziesiątego, wręczyła świder i zamknęła za nim drzwi.
Kurt otworzył szafę, wyciągnął i schował klucz.
Strona:PL Karol May - Jego Królewska Mość.djvu/104
Ta strona została uwierzytelniona.
98