Strona:PL Karol May - Jego Królewska Mość.djvu/105

Ta strona została uwierzytelniona.

Następnie usiadł w pustej szafie i wkręcił głęboko w drzwi świder. Dzięki temu miał rękojeść, za którą mógł tak przytrzymywać drzwi, jakgdyby były zamknięte na klucz.
Szafa była dosyć głęboka i szeroka. Mógł wygodnie siedzieć.
Kurt czekał na pomyślny bieg wypadków. Upłynął kwadrans, pół godziny, nie słyszał żadnego szmeru.
Znów pół godziny upłynęło, gdy rozległy się kroki dwóch osób. Wetknięto w drzwi numeru dziesiątego klucz i otworzono.
— Tu pan mieszka? — zapytał ktoś po francusku.
— Nie — odpowiedział drugi głos. Kurt poznał kapitana. — Mieszkam obok, ale wynająłem także ten pokój, aby mieć pewność, że nikt mnie nie będzie podsłuchiwał. Teraz zajrzę, by przekonać się, czy nikogo tam niema. Nigdy nie można być zbyt przezornym.
Wszedł do pokoju, zajrzał pod łóżko, pod kanapę i podszedł do szafy.
— Zamknięta — rzekł, usiłując napróżno otworzyć.
Kurt nie ruszał się i trzymał mocno świder.
— Wszystko w porządku. Chodźmy! — rzekł kapitan i opuścił pokój.
Kurt słyszał, jak weszli do pokoju jedenastego. Przestawiali krzesła, co spowodowało szum. Kurt skorzystał z tego i wyszedł z szafy. Przysunął pocichu krzesło do drzwi, usiadł i nadstawił ucha.
— Śpieszmy się! — rzekł kapitan. — Nie mam

99