ce, a na nim mały kuferek. Jakże otworzyć? Wszak musiał wydostać dokument!
Sięgnął do kieszeni, miał bowiem podobny kuferek i nosił przy sobie klucz. Spróbował — i trzeba trafu, że klucz pasował! Zamki do takich kuferków fabrykuje się masami, dlatego klucz do jednego często odpowiada wielu innym. Był to nader szczęśliwy zbieg okoliczności.
W kuferku leżały papiery. Na nich zaś wąski zeszyt. Otworzył — to był dokument właściwy, napisany po francusku i zaopatrzony w pieczęć ministerstwa spraw zagranicznych.
Czy miał zabrać, czy tylko sporządzić odpis?
Do odpisu nie miał wprawdzie odpowiedniego papieru, ale notesik jego wystarczyłby. Bądź co bądź lepiej było posiąść oryginał; ale w takim razie kapitan dostrzegłby stratę. Przez kilka chwil Kurt bił się z myślami. Zamierzał jak najprędzej zawiadomić hrabiego v. Bismarcka o intryganckim układzie, a ponieważ dokumet z pieczęcią ministra miałby w rękach tego człowieka wagę o wiele większą, niż zwyczajny, wymagający potwierdzenia odpis, zdecydował się koniec końcem zabrać bez skrupułów oryginał.
Zamknął kuferek i wyszedł z pokoju. Położył pod dywanem klucz główny wraz z kilkoma banknotami dla uprzejmej kelnerki, poczem niepostrzeżenie opuścił gospodę.
Dorożką pojechał do mieszkania Bismarcka w nadziei, że ten pomoże mu zatrzymać kapitana. Wszak Sternau wyruszył ze swymi towarzyszami, aby schwytać tego łotra. Atoli wszelki ślad po nim zaginął. Teraz
Strona:PL Karol May - Jego Królewska Mość.djvu/109
Ta strona została uwierzytelniona.
103