Strona:PL Karol May - Jego Królewska Mość.djvu/120

Ta strona została uwierzytelniona.

już na trotuarze, nie zwróciwszy na siebie niczyjej uwagi.
Trzymając wciąż pod ręką kuferek, korsarz podszedł do dorożki, wsiadł i rozkazał:
— Na Friedrichstrasse. Później panu powiem, gdzie.
Po chwili dorożka odjechała. Ponieważ trzeba było zacierać ślady, przeto Landola wysiadł na wymienionej ulicy i dalej ruszył pieszo. Minąwszy kilka ulic i zaułków, wsiadł w drugą dorożkę i rzucił dorożkarzowi adres właściwy. Kazał czekać, wszedł na pierwsze piętro, zapukał i otworzył drzwi, usłyszawszy głośne, rozkazujące: — Entrez! — Stał wobec jenerała Douai.
— To pan, kapitanie? — zapytał jenerał. — Co pana tak rychło sprowadza?
— Chciałem pana ostrzec, ekscelencjo, — brzmiała odpowiedź. — Musi pan bezzwłocznie uciec. Jesteśmy zdradzeni.
— Nie może być!
— Prawda! Czmychnąłem tylko dzięki temu, że powaliłem komisarza i wyskoczyłem oknem na ulicę.
Horrible! Któż to nas zdradził?
— Nie wiem.
— A pańskie papiery?
— Dokument uległ konfiskacie.
Jenerał zbladł.
— Jesteśmy zgubieni, jeśli nas złapią, — rzekł. — Musiał pan popełnić jakieś kapitalne głupstwo. Po drodze opowie mi pan.
— Chce pan ze mną jechać?
— Tak będzie najlepiej. Nie przekroczę rosyjskiej

114