Strona:PL Karol May - Jego Królewska Mość.djvu/141

Ta strona została uwierzytelniona.

glach, lub podobnych miejscach. Dobranoc, moi panowie!
Odpowiedziały mu liczne pomruki złości. Kurt nie zważał na nie, włożył czako, przepasał szablę, ukłonił się i wyszedł w dumnej postawie.
— Ten chłopiec jest istnym djabłem! — oświadczył major.
Ba! — zgrzytnął pułkownik. — Wypędzimy z niego djabła. On chce mnie wyzwać! Czyście słyszeli coś podobnego!
Nie zwrócono uwagi, że podporucznik v. Platen poszedł za Ungerem. Dopadł go za drzwiami, uchwycił pod rękę i rzekł głuchym głosem:
— Podporuczniku Ungerze, poczekaj chwilę! Uknuto przeciw panu haniebną zmowę. Czy uwierzy mi pan, skoro pana zapewnię, że ja przynajmniej nie biorę w tem udziału?
— Wierzę panu, gdyż dowiodłeś tego postępowaniem, — rzekł Kurt, ściskając mu dłoń. — Dziękuję panu z całej duszy! Muszę wyznać, że byłem przygotowany na niechętne przyjęcie, ale nigdybym się nie spodziewał takiego grubjaństwa. Bardzo ubolewam nad wypadkiem tego wieczora.
— Bronił się pan odważnie, prawie że śmiało. Obawiam się, że będzie pan musiał wystąpić.
— Przekonamy się. Nie mierzę człowieka herbem, ale wartością duchową.
— Podzielam pańskie zdanie, aczkolwiek sam jestem szlachcicem. Pułkownik zasłużył na pańską odpowiedź; nikt jednak nie spodziewał się tak męskiej

135