Strona:PL Karol May - Jego Królewska Mość.djvu/146

Ta strona została uwierzytelniona.

siedział przy niej na małej kanapie i patrzał z nadzieją w jej piękną twarz.
— O co chcesz zapytać, Różyczko?
— Daj mi przedewszystkiem swą rękę, Kurcie. Tak! Czy wiesz, żeśmy się zawsze kochali?
Drgnął; coś go opanowało, coś, co się nie da opisać. Mógł tylko skinąć potakująco.
— I że się jeszcze kochamy?
— Ja ciebie, tak! — rzekł.
— Ty — mnie. Wiem o tem! A może myślisz, że cię nie kocham, jak poprzednio? Patrz, drogi Kurcie, kogo się kocha, tego zna się dokładnie, i przeczucie zastępuje świadomość. Przeczuwam wszystkie myśli, jakie masz, kiedy jestem przy tobie. A kiedy coś ukrywasz, serce moje widzi to jasno. Czy wierzysz?
Musiał zebrać siły, aby potwierdzić jednem słówkiem tak.
— Otóż — dodała serdecznie — kiedy przybyłeś z kasyna, źrenice miałeś głębokie i przenikliwe, i tam, w głębi ich, ogniki drgały. Poznałam odrazu, że wyrządzono ci wielką krzywdę. Źle cię potraktowano w kasynie. Ty zaś nie jesteś człowiekiem, który to może znieść. Była chyba awantura, a wy, oficerowie, odrazu chwytacie za broń. Podejdź, drogi Kurcie, i spójrz mi prosto w oczy!
Położyła mu delikatną, białą rączkę na plecach i przyciągnęła do siebie, aby przyjrzeć sie uważnie. Jej badawcze spojrzenie tkwiło w jego oczach przez chwilę, poczem opuściła ręce.
— Kurcie, czy wiesz, co nastąpi? — Pojedynek!
— Różyczko! — zawołał przerażony.

140