— Pierwszy — to mój pułkownik.
— Ach! Ten powinien się cieszyć, że dostał takiego oficera! A drugi?
— Podporucznik v. Ravenow.
— Ten, który nas tak brutalnie zaczepił! Kurcie, przypuszczam, że pojedynkujesz się z mojego powodu. Wyznaj prawdę.
— Zgadłaś — potwierdził.
Nie były to przechwałki. Ani mu w głowie postało, że takie wyznanie zobowiąże ją do wdzięczności. Był bowiem szczery i pod żadnym pozorem nie mógłby dać kłamliwej odpowiedzi na jej proste, pełne ufności pytania.
— Widzisz więc, jak wszystko wyczytałam z oczu! — powiedziała szczęśliwa ze swej przewagi. — Teraz zostałeś naprawdę moim rycerzem. Pomścisz swoją Różyczkę, i dlatego ona, pełna łaski, da ci rękę do pocałunku, a poza tem upominek. Jaki, nad tem muszę się jeszcze zastanowić. Teraz wiem wszystko i mogę już wrócić do mamy.
— Co jej powiesz?
— Wszystko. Nie sądzisz chyba, że przemilczę coś przed matką?
— Uchowaj mnie Boże, ty czysta, szczera duszyczko! — zawołał z przelewającem się po brzegi uczuciem. — Powiedz wszystko, ale powiedz także, aby jej nie przerazić, że wyzwanie jeszcze nie nastąpiło, i dlatego proszę o dyskrecję.
— Stanowczo. Mama spełni twoje prośby. Dobranoc, drogi Kurcie.
— Dobranoc, moja droga, wierna Różyczko!
Strona:PL Karol May - Jego Królewska Mość.djvu/149
Ta strona została uwierzytelniona.
143