Strona:PL Karol May - Jego Królewska Mość.djvu/153

Ta strona została uwierzytelniona.

adjutant. — Za czyje pieniądze ten syn marynarza kupił to djabelnie cenne zwierzę. I na tym rumaku zamierza jeździć podczas zwykłej służby?
Kurt ukłonił się kolegom, którzy mu ledwo odpowiedzieli. Jedynie Platen podjechał bliżej, podał przyjaźnie dłoń i rzekł tak donośnie, aby wszyscy słyszeli:
— Dzieńdobry, Ungerze. Przepyszny ogier! Czy ma pan więcej takich w swej stajni?
— Jest to mój koń służbowy — odpowiedział Kurt. — Pozostałe muszę oszczędzać.
— Do pioruna! — mruknął adjutant do swego sąsiada. — Ten plebejusz mówi tak, jakgdyby inne jego konie były cenniejsze. Mam wrażenie, że łajdak puszy się tylko. Ale ten Platen, jak on się rzuca! Trzeba go będzie ująć w karby.
Nadjechał pułkownik. Miał twarz posępną, jakgdyby usiłował okiełzać wściekłość. Adjutant, salutując, podjechał doń.
— Czy jest coś do zameldowania poza codziennym raportem? — zapytał dowódca.
— Według rozkazu, nie, panie pułkowniku, — brzmiała odpowiedź. — Podporucznik Unger stawił się do służby.
— Podporucznik Unger, wystąpić! — rozkazał ostrym głosem pułkownik.
Kurt podjechał i w milczeniu zatrzymał się przed pułkownikiem. Wyglądał, jakgdyby wraz z koniem był ulany z bronzu. Pułkownik zbadał jego ubranie i konia. Chętnie skarciłby go za coś niezgodnego z regulaminem,

147