ścimy zamek niedługo po północy. Godzina wystarczy na załatwienie osobistych spraw. Co sądzi pan o godzinie czwartej nad ranem?
— Wyśmienicie.
— Ale mam prośbę, panie pułkowniku. Jesteś ojcem rodziny, ja kawalerem; poza tem pańskie stanowisko jest inne, niż moje. Jakkolwiek wypadnie rozstrzygnięcie, pan poniesie większą karę, niż ja. Proszę więc pana, abyś mi ustąpił pierwszeństwa.
Przez wzgląd na rangę pułkownik nie powinien był na to przystać. Atoli pomyślał o swojej rodzinie, o karach, które pociąga za sobą pojedynek; zmiarkował, że może nie dojść do walki, jeśli Ravenow zabije przeciwnika. Odpowiedział więc:
— Jesteś pan zuchem, podporuczniku; nie odmówię prośbie pana. Majorze v. Palm, jako radca spraw honorowych musisz być przytem obecny. Brandenie, zechce mi pan sekundować?
— Z największą przyjemnością, panie pułkowniku, — odrzekł zapytany.
— A więc idźże pan natychmiast do Platena, sekundanta Ungera, i powiedz, że oczekuję przeciwnika jutro o czwartej rano w oznaczonem miejscu. Przyniosę ze sobą pistolety. Odległość — dwadzieścia kroków. Będziemy strzelać, dopóki jeden z nas nie będzie martwy, lub niezdolny do służby. Postaram się o lekarza.
— W jakim porządku padną strzały?
— Na komendę i równocześnie.
Strona:PL Karol May - Jego Królewska Mość.djvu/172
Ta strona została uwierzytelniona.
166