Strona:PL Karol May - Jego Królewska Mość.djvu/174

Ta strona została uwierzytelniona.

Panowie zamienili ze sobą pytające spojrzenia. Golzen zwrócił się do Kurta:
— Co pan podporucznik powie o tem?
— O, mnie wszystko jedno! — odrzekł chłodno Kurt. — Cała sprawa nie wydaje mi się tak poważna i ważka, abym się miał nad tem zastanawiać.
Ze złością odezwał się adjutant:
— Wkrótce stwierdzi pan, że jednak jest dosyć poważna, przynajmniej dla pana. Będzie pan miał przeciwko sobie dwóch przeciwników w walce na śmierć i życie. W naszem środowisku nie uważa się pojedynku za zabawę. Może pan być pewny, że żaden z pańskich przeciwników nie zechce pana oszczędzić.
— Wiem — rzekł spokojnie Unger.
— Dobrze, więc streszczajmy się!
Obaj sekundanci zakomunikowali warunki.
— Widzę, — rzekł Unger, skoro skończyli, — że przeciwnicy godzą w moje życie. Podporucznik v. Ravenow zaproponował cudzoziemską broń, myśląc, że nią nie władam. Moi panowie, już chłopcem będąc, ćwiczyłem się w tureckich szablach, a zatem nie lękam się Ravenowa. Przyjmuję wasze warunki. Nie będąc wszelako rzeźnikiem, oświadczam, że chętnie dam posłuch próbom pojednania, które pan major v. Palm, jako radca spraw honorowych, przedsięweźmie. Szczere odwołanie lub odpowiednie oświadczenie ma dla mnie, jaka człowieka, taką samą wartość, co satysfakcja.

168