Strona:PL Karol May - Jego Królewska Mość.djvu/176

Ta strona została uwierzytelniona.

Podniosła się z błyszczącemi oczyma, spojrzała mu prosto w twarz i rzekła:
— Panie v. Golzen, nazwano mnie tylko nazwiskiem Sternau, ale w żyłach moich płynie krew hrabiego de Rodriganda. Nalegam na obecność moją przy pojedynku. Pomów pan ze swymi mocodawcami! Jeśli nie usłyszę waszej zgody, zanim zasiądziemy do stołu, to daję panu słowo, że przy stole opowiem na głos, w jaki sposób byłam zmuszona odbyć spacer z niejakim panem v. Ravenowem. Przeciwnicy mego przyjaciela nie znają pobłażliwości; niechże więc nie liczą również na moją wyrozumiałość.
Pożegnała ich krótkim gestem i z taką godnością, że odeszli, nie śmiąc się odezwać. Kurt z podziwem spoglądał na nią. Czyżby to była ta słodka, cicha i łagodna istota, z którą tak często dawniej się bawił?
— Żądałaś zbyt wiele, Różyczko.
— Przystaną na te żądania — odparła z pewnością w głosie. — Ravenow nie zechce się wystawić na kompromitację.
— Ale przeżyje straszną walkę wewnętrzną. To nie szopka przyznać się wobec sekundantów do kłamstwa. Chciałem na miejsce pojedynku pojechać konno, aby mnie nikt nie zauważył; z tobą będę musiał wziąć pojazd, a to rzuca się w oczy.
— Poprosisz swego sekundanta, aby załatwił powóz i czekał na nas w oznaczonem miejscu. Będziemy zatem mogli wyjść, nie zwracając na siebie niczyjej uwagi.

170