Strona:PL Karol May - Jego Królewska Mość.djvu/28

Ta strona została uwierzytelniona.

szej podróży obu czerwonych gońców, wysłanych do hacjendy.
— Słyszeli chyba o tem.
— Wątpię, gdyż zbyt byli oddaleni. Jednakże nie sądzę, żeby istniały jakieś powody do obaw. Ruszajmy, aby nie przybyć za późno do Santa Jaga.
Pojechano co koń wyskoczy i po pięciu godzinach zbliżono się do miasta. Był wieczór, wszakże klasztor zarysowywał się dosyć wyraźnie.
— Gdzie zatrzymamy konie? — zapytał Unger.
— Zatrzymać? — odparł Sternau. — Nigdzie. W klasztorze nie powinniśmy tego robić, a w mieście nie możemy się ukazywać. Na górze znajdzie się miejsce, gdzie będziemy je mogli ukryć chwilowo.
Wjechali na górę. Wpobliżu klasztoru, zdala od szosy, rósł zagajnik; tam ukryto konie.
— Kto przy nich zostanie? — zapytał Sternau.
— Nie ja — odpowiedział Bawole Czoło.
— Niedźwiedzie Serce musi iść do Corteja — rzekł Apacz.
— A tem bardziej ja nie mogę tutaj sterczeć, skoro chodzi o schwytanie obojga łotrów, — oznajmił Piorunowy Grot.
Nikt nie miał do tego ochoty.
— Ale przecież i ja nie mogę zostać! — rzekł Sternau. — Niech zostaną bez straży.
— Tak. Nikt ich nie ruszy.
— Miejmy nadzieję. A zatem chodźmy!
— Jak się przedostaniemy? Czy przez bramę?
— Nie. Musimy być ostrożni. Obejrzymy mury. Naj-

22