Strona:PL Karol May - Jego Królewska Mość.djvu/29

Ta strona została uwierzytelniona.

lepiej będzie, jeśli nas nikt prócz Hilaria nie zobaczy. — — —
W chwili gdy Sternau i jego towarzysze weszli na górę, opodal, niedaleko szosy, podniósł się z ziemi jakiś mężczyzna, który szybkim krokiem podążył do klasztoru. Otworzył boczną furtkę, zamknął za sobą i czem prędzej udał się do mieszkania Hilaria. To był Manfredo, bratanek doktora.
— Ledwo dyszysz — rzekł starzec. — Przychodzisz z posterunku?
— Tak. Przybyli. Jest ich dziewięciu. Jeden z nich istny olbrzym.
— To chyba Sternau. Odejdź, aby cię chwilowo nie zobaczyli. Pamiętaj, że nikt, nawet Grandeprise, nie powinien ich widzieć.
— O, niema tu ich jeszcze! Zpoczątku wyjechali do zagajnika. Zapewne ukryli konie. Spróbują przedostać się tajemnie do klasztoru.
— Byłbym z tego bardzo rad. Czy wszystko zapamiętałeś sobie dokładnie? Ty masz tylko świecić za nami, ja zaś, z lampą w ręku, będę szedł naprzód. Ale skoro wejdziemy, to znaczy ja i oni, do oznaczonego korytarza, zatrzaśniesz szybko za nimi drzwi i zamkniesz na zasuwy. To wszystko. Ale teraz idź już!
Bratanek szybko się oddalił; doktór został sam. Siedział przy stole, wrzekomo zatopiony w księdze, w istocie zaś czujny na najmniejszy szmer. Wszelako doktór Hilario nie był myśliwym. Podczas gdy natężał słuch, napróżno usiłując uchwycić jakiś dźwięk, drzwi otworzyły się bez szmeru i wszedł Sternau, a za nim ośmiu towarzyszy.

23