rzył go ostry, przenikliwy zapach. Otworzył drzwi naoścież i szybko się cofnął.
— Manfredo, otwórz! — zawołał.
Manfredo otworzył przeciwległe drzwi. Zabójczy gaz miał ujście. Niebawem można było bezpiecznie podejść do dziewięciu uwięzionych junaków. Leżeli nieruchomo na ziemi. Doktór ukląkł, zaczął obnażać piersi i badać, czy żyją.
— Czy aby nie pomarli? — zapytał Manfredo.
— Nie — odpowiedział starzec po chwili. — Żyją. Stało się według mego życzenia. Zabierz wszystko, co posiadają, — to będzie twoja zdobycz. Następnie weźmiesz ich w łyka. Będziesz ich strzegł, dopóki nie wrócę. Chcę przyprowadzić Cortejów. Niech się cieszą, oglądając tych więźniów, tak, jak się z nich niebawem będę cieszył.
Hilario odszedł. Bratanek jego wywrócił kieszenie nieprzytomnych i zagrabione rzeczy zabrał do piwnicy. Poczem związał jeńcom ręce i nogi tak starannie, aby żadną miarą nie mogli się uwolnić.
Doktór Hilario, minąwszy szereg korytarzy, doszedł wreszcie do drzwi i zapukał.
— Czy mogę wejść?
— Ach, Hilario! Nareszcie pana widzę.
Hilario otworzył i wszedł do znośnie urządzonego pokoju, w którym płonęła lampa. Cortejo i jego córka siedzieli na macie, rozesłanej na ziemi.
— Dobrze, że pan przyszedł, — rzekła Józefa. — Cierpię jeszcze bardzo. Czy przewiąże mnie pan znowu?
Strona:PL Karol May - Jego Królewska Mość.djvu/36
Ta strona została uwierzytelniona.
30