Cortejo obejrzał starca ze złością i zapytał:
— Czy aby naprawdę zostaniemy tutaj i otrzymamy dostateczne pożywienie?
— Tak; o ile mnie pan nie okłamiesz.
— Jeśli mi jeszcze dwie rzeczy przyrzekniesz, udzielę panu całkowitej odpowiedzi.
— Powiedz, co?
— Przedewszystkiem, że nie zamordujecie nas, a po drugie, że będziesz sennor leczył moją córkę.
— Przyrzekam, oczywiście, jeśli odpowiedź pańska będzie zgodna z prawdą. A więc mów!
— Jesteśmy zdani na pańską łaskę. Powiem panu, że pisałem do brata w sprawie tego Landoli. Ja również chciałem wiedzieć, gdzie przebywa.
— I oczekuje pan odpowiedzi?
— Tak. Powinna była już nadejść do mego agenta w Veracruz.
— Dlaczego nie do Meksyku?
— Zapomina pan, że nie mogę się ukazać w stolicy.
— Prawda. Któż jest pańskim agentem?
— Powiem panu dopiero wówczas, kiedy dostaniemy pożywienie i kiedy pan zbada moją córkę.
— Sennor Cortejo, właściwie nie może mi pan stawiać warunków, ale jestem dziś w dobrym humorze i dlatego przystaję. Manfredo, przynieś wina, chleba i sera; ja tymczasem zbadam sennoritę.
Manfredo wyszedł. Skoro po dłuższym czasie wrócił z winem i strawą, doktór skończył badanie Józefy. Przypuszczał, że zdoła ją szybko wyleczyć.
Strona:PL Karol May - Jego Królewska Mość.djvu/48
Ta strona została uwierzytelniona.
42