— Cudowna! Niezrównana! Któż to? Nieznajoma! Prawdziwa Venus!
Tak wyrażali swój zachwyt oficerowie. Golzen odwrócił się, wskazał na powóz i rzekł:
— Ravenow, to ta!
— Ależ zgoda, z całą przyjemnością! — zawołał podporucznik, triumfując.
— W czepcu rodzony, na honor! — mruknął długi kapitan, spoglądając z zawiścią na wybiegającego Ravenowa. — Jestem ciekaw, jak się do tego weźmie!
— Pah, pojedzie za niemi dorożką, aby przedewszystkiem poznać adres, — przewidywał któryś z obecnych.
Golzen roześmiał się chłodno.
— W ten sposób zmarudziłby cały dzień. Nie; postara się chyba już dzisiaj nawiązać z niemi rozmowę.
— Jakże to ułoży?
— To już jego rzecz! Posiada dosyć na tem polu doświadczenia; tem bardziej, kiedy trzeba uratować araba, nie zawaha się natężyć swojej pomysłowości.
— Aha, w istocie wsiada do dorożki i jedzie za niemi. Gdyby ktoś mógł być przy tem! — —
Ravenow polecił dorożkarzowi jechać za wskazanym powozem. Skręcili ku Ogrodowi Zoologicznemu. Zdawało sie, że właścicielki powozu zamierzają odbyć spacer po ogrodzie.
Skoro wjechali do mało ożywionej alei, Ravenow kazał dorożkarzowi wyprzedzić powóz, i jednocześnie sięgnął do kieszeni po zapłatę. Kiedy dorożka zrówna-
Strona:PL Karol May - Jego Królewska Mość.djvu/60
Ta strona została uwierzytelniona.
54