— Oczywiście, oczywiście, panno Sternau! To moja kuzynka, panna v. Marsfelden.
— Marsfelden? — zapytała Róża, spoglądając porozumiewawczo na babkę. — Marsfelden jest szlacheckiem nazwiskiem. Gdzie przebywa owa kuzynka, która się nazywa Paula v. Marsfelden?
Twarz porucznika rozjaśniła się zadowoleniem. Przypuszczał, że damy chętnie nawiązują z nim rozmowę, a tego właśnie bardzo pragnął. Sądził wogóle, że ma przed sobą łatwe zadanie. Panie nazywały się tylko Sternau, bez von, były zatem mieszczankami, — a której to mieszczanki nie uszczęśliwiłoby poznanie podporucznika gwardji, tem bardziej hrabiego? Odpowiedział zatem bez zająknienia:
— Tak, Paula v. Marsfelden. Mieszka w Darmstadcie. Dlatego zdziwiłem się, że widzę ją w Berlinie. Muszę odrazu dzisiaj napisać, że w stolicy znajduje się jej tak piękny i godny podziwu sobowtór.
Uśmiechając się ironicznie, odparła:
— Radzę panu zaoszczędzić sobie tego trudu.
— Dlaczego, pani?
— Ponieważ ja sama zawiadomię o tem pannę v. Marsfelden.
— Pani? Jakto?
— Ta pani jest moją przyjaciółką.
— Ach!
Był to niemal okrzyk strachu. Nieznajoma znała tę panią, której nazwisko nasunęło mu się na myśl. Paula v. Marsfelden bynajmniej nie była z nim spokrewniona; skłamał, aby wyjaśnić poufałość powitania.
Strona:PL Karol May - Jego Królewska Mość.djvu/63
Ta strona została uwierzytelniona.
57