Przejechał większą część ogrodu i następnie wrócił do miasta. Powóz zatrzymał się na jednej z najbardziej ożywionych ulic przed budynkiem, wyglądającym jak willa. Panie wysiadły, witane przez lokaja w liberji, a powóz wjechał do bramy. Ravenow wiedział, co chciał wiedzieć. Zauważył, że nawprost willi znajduje się gospoda i postanowił zaczerpnąć informacyj.
Poszedł zatem do domu. Przebrał się w zwyczajne ubranie cywilne i wrócił do wspomnianej gospody, pewny, że nikt go z przeciwległego domu nie pozna.
Odurzenie pijackie dawno go już opuściło. Mógł więc pozwolić sobie na kilka kufli piwa, wzamian za co spodziewał się uzyskać pożądane wiadomości. Niestety, w lokalu siedział tylko sam gospodarz, który wydawał się odludkiem, ponurym, zamkniętym w sobie i milczącym. Ravenow postanowił czekać na lepszą okazję.
Nie była to długa próba cierpliwości. Jakiś jegomość, wyszedł z willi i wszedł do szynku. Zamówił szklankę piwa, wziął gazetę, lecz niebawem odłożył ją i obejrzał się dokoła. Widać było, że wolał raczej rozmówkę, niż suchą gazetę.
Podporucznik skorzystał z tego. Z postawy nieznajomego poznał w nim byłego żołnierza i postanowił obejść się z nim jak z kolegą. Wyciągnął go na rozmowę i już wkrótce potem obaj siedzieli przy jednym stole i gwarzyli o wojnie, pokoju, o wszystkiem zresztą, o czem się zwykło rozmawiać w szynku.
— Panie, — rzekł wreszcie porucznik — z pańskich wyrażeń miarkuję, że był pan w wojsku.
Strona:PL Karol May - Jego Królewska Mość.djvu/67
Ta strona została uwierzytelniona.
61