— Pah, sądzę! Byłem podoficerem! — brzmiała odpowiedź.
— Ach, ja też jestem podoficerem!
— Pan? — zapytał nieznajomy, spojrzawszy na delikatne ręce i całą postać sąsiada. — Hm! Czemu nie jesteś w mundurze?
— Jestem na urlopie.
— Tak! Hm! A czem pan jesteś właściwie?
Z tonu można było poznać, że nie bardzo wierzy w podoficerską godność swego towarzysza. Mimo ubioru cywilnego, Ravenow wśród stu zdradzał oficera.
— Kupiec — odparł. — A jak się pan nazywa?
— Na imię mi Ludwik, Ludwik Straubenberger.
— Mieszka pan w Berlinie?
— Rozumie się. Mieszkam tam, w willi hrabiego Rodriganda.
— Ach, ta willa należy do hrabiego?
— Tak, do hiszpańskiego hrabiego. Kupił ją niedawno.
— Czy ma wiele służby?
— Hm, nie za wiele.
— Czy któryś z jego urzędników nie nazywa się Sternau?
Ludwik nastawił ucha. Był prostym człowiekiem, ale odgadł z właściwą takim ludziom przenikliwością, że chcą go wybadać. Ten człowiek nie wyglądał na podoficera; Ludwik dopiero co dowiedział się od woźnicy o przygodzie w Ogrodzie Zoologicznym, postanowił tedy mieć się na baczności.
— Sternau? — rzekł. — Tak.
— Cóżto za człowiek?
Strona:PL Karol May - Jego Królewska Mość.djvu/68
Ta strona została uwierzytelniona.
62