Strona:PL Karol May - Jego Królewska Mość.djvu/81

Ta strona została uwierzytelniona.

adresowany do pułkownika, i życzliwie zakończył audjencję.
Początek był zachęcający, aliści im dalej, tem gorzej się zapowiadało. Jenerał dywizji kazał powiedzieć, że niema go w domu, chociaż Kurt ujrzał jenerała w oknie. Brygadjer przyjął go, lecz bardzo posępnie.
— Nazywa się pan Unger? — zapytał.
— Tak jest, ekscelencjo.
— Nie więcej? Nie ma pan von przed nazwiskiem?
— Nie — odparł spokojnie Kurt.
— Nie mogę pojąć, jak można było umieścić pana w gwardji!
Na ten złośliwy przytyk Kurt odpowiedział:
— Być może, pojmuje to jego ekscelencja pan minister wojny. Nie znam zresztą takiej rodziny szlacheckiej, której protoplasta miał przed nazwiskiem von. Jeśli nawet istotnie dzisiejsza generacja szlachty jest więcej godna szacunku, niż mieszczańska, to przynajmniej sie pocieszam, że dorównuję protoplastom generacji szlacheckiej, i to mnie zupełnie zadawala.
Brygadjer nigdy jeszcze nie słyszał takiej nauczki. Zmrużył powieki i ostro warknął:
— Co? Jak? Chce pan odpowiadać? Ach, trzeba to sobie zapamiętać! Jest pan wolny i może pan iść!
Kurt ukłonił się i wyszedł. Teraz miał pójść do pułkownika. Musiał czekać prawie godzinę, mimo że nikogo w przedpokoju nie było. Wreszcie go wpuszczono. Pułkownik siedział przy pulpicie, odwrócony pleca-

75