kój. Pułkownik, trzymając list w ręku, spojrzał na adjutanta.
— Zarozumiały drab! — rzucił adjutant.
— Nie pojmuję, jak mógł jego ekscelencja powierzyć mu służbowe pismo. A może to list prywatny? Zobaczę.
Otworzył i przeczytał:
Oddawca niniejszego jest mi gorąco polecony przez sfery miarodajne. Spodziewam się, że koledzy zechcą uznać jego zdolności, które osobiście wypróbowałem. Nie życzę sobię, aby mieszczańskie pochodzenie było przeszkodą w przyjaznych stosunkach wśród oficerów pułku.
Pułkownik stał z otwartemi ustami.
— Do licha! — zawołał. — To dopiero polecenie! I to przez ministra własnoręcznie pisane. Ale ja nie mogę robić takiego wyłomu w naszem arystokratycznem gronie. Tu kończy się władza ministra. Dla tego Ungera, dla jego bezczelności nie możemy obalać naszych starych, usprawiedliwionych tradycyj. — —
Kurt przyjechał do majora, gdzie właśnie o nim rozmawiano. Bawił tam rotmistrz z żoną i pewien młody podporucznik, krewny majora. Młodzieniec ten był obecny przy zawieraniu zakładu, a także przy obiedzie w kasynie. Opowiadał damom i swoim przełożonym przebieg zdarzenia. Potrącono również o nowego