to, co sama przeżyła, — przygodę z korsarzem Landolą koło Jamajki. Mimowoli wyjrzała na ulicę. W tej chwili wydała okrzyk przestrachu i cofnęła się szybko od okna.
— Co jest? Co cię przeraziło? — zapytała Roseta.
— Mój Boże, czy dobrze widzę? — zawołała Amy, wskazując na mężczyznę, który w zwykłem cywilnem ubraniu kroczył po przeciwległym trotuarze, uważnie oglądając hrabiowską willę.
To był kapitan Shaw. Utaił w kompanji oficerskiej zdumienie, którem go przejęło nazwisko Sternaua, ale postanowił zasięgnąć języka. Poszedł tedy i, podobnie jak poprzednio podporucznik v. Ravenow, z zadowoleniem stwierdził, że nawprost willi mieści się knajpa.
— Mówisz o tym przechodniu? — zapytała Roseta, idąc za spojrzeniem przyjaciółki.
— Tak, o tym.
— Czy znasz go? To byłoby dziwne, gdybyś tutaj, w Berlinie, spotkała znajomego.
— Czy ja go znam? Tego człowieka! — zawołała blada z podniecenia. — Widziałam tę twarz w chwili, której nigdy nie zapomnę!
— Któż to?
— Nikt inny, tylko Landola, korsarz!
Wrażenia, jakie wywarły te słowa, nie da się opisać. Słuchacze oniemieli.
— Landola, kapitan Péndoli? — krzyknęła Roseta.
— Kapitan Grandeprise, ten korsarz? — zawołał hrabia. — Czy się aby pani nie myli?
Strona:PL Karol May - Jego Królewska Mość.djvu/92
Ta strona została uwierzytelniona.
86