Gasparino przeciągnął się tak gwałtownie, że zadzwoniły łańcuchy i kości.
— Piekło i szatany! — ryknął. — Teraz rozumiem wszystko. A wiesz, kim jest ten, który, odzyskawszy przytomność, wymienił twe nazwisko? — To Henrico Landola!
Pablo Cortejo zadzwonił znowu łańcuchami, co było oznaką, że się przeraził.
— Henrico Landola? — zawołał bardzo głośno. — Kapitan morski?
Landola odparł:
— Tak, to — ja. Kapitan Landola.
— Czy być może? I to jeszcze? — zawołał Pablo, uderzając łańcuchami o mur. — Kimże ty jesteś, ty, który wszcząłeś ze mną rozmowę?
— Ja? Przeklinam cały świat! Nazywam się tak, jak ty. Jestem Gasparino Cortejo, twój brat!
Rozległy się dwa okrzyki, jeden męski, drugi kobiecy. Potem wszystko ucichło. Pablo i córka jego Józefa zemdleli. Słychać było tylko brzęk łańcuchów. — —
Strona:PL Karol May - Klasztor Della Barbara.djvu/100
Ta strona została uwierzytelniona.
98