jeszcze latał bez spodni. Pokażę wam zaraz, jak te cywile uciekać przede mną będą.
Podszedł do naszej czwórki. Kurt leżał na trawie z cygarem w ustach. Trzej pozostali rozłożyli się na brzegu potoku i pilnowali koni.
— Czego tu chcecie? Wstawać i wynosić się!
Sierżant wypowiedział te słowa do Kurta grzmiącym głosem, czyniąc odpowiedni ruch ręką. Kurt odparł ze spokojem:
— Sierżancie, jaką kwaterę przeznaczono wam na noc dzisiejszą?
Oburzony starzec odpowiedział donośnym głosem:
— Co? Pytacie o moją kwaterę? Jakiem że to prawem? Czy nie wiecie, że wstać należy, kiedy się rozmawia z podoficerem Jego Cesarskiej Mości?
— Dobrze, wstanę, ale na waszą odpowiedzialność, — rzekł Kurt ze swobodą. — Podkreślam, że robię to dla świętego spokoju i powtarzam pytanie: jaką kwaterę przeznaczono wam na noc dzisiejszą?
— To nie wasza sprawa!
— Owszem, moja. Jeżeli oddział wasz otrzymał rozkaz rozbicia tutaj namiotów, ustąpię chętnie. Jeżeli jednak macie kwaterę w mieście, zostanę, bo prawo moje do tego miejsca nie jest gorsze od waszego.
Stary spojrzał na młodzieńca ze zdumieniem.
— Coście wy za jeden? Zachowanie wasze każe przypuszczać, że się znacie na przepisach służbowych.
Strona:PL Karol May - Klasztor Della Barbara.djvu/104
Ta strona została uwierzytelniona.
102