Strona:PL Karol May - Klasztor Della Barbara.djvu/107

Ta strona została uwierzytelniona.

— Wtedy pokażemy im, gdzie mają nocować. Ale gdzie? Ha, ha, ha!
— Cicho, chłopcy! — rozkazał starzec. — Ci ludzie nie powinni przeczuwać, co się tu święci, inaczej gotowi nam zbiec.
— Zbiec? — rzekł młodzieniec, który przed chwilą okazywał taki zapał. — To niemożliwe!
— Język za zębami, mój chłopcze! — ciągnął stary. — Musisz naprzód poznać strzelców; wtedy dopiero zrozumiesz, co są warci. Jeżeli Juarez zdobędzie znowu ten kraj, to tylko dzięki dyscyplinie, wytrwałości i niezwykłej odwadze strzelców.
W tej samej chwili wrócił dragon w otoczeniu dwóch swoich kamratów.
— Oto Rénard i Mallou — rzekł. — Niech poświadczą, czy mam rację.
— Chłopcy, — zwrócił się do nich sierżant — przypatrzcie się dobrze temu człowiekowi z długim nosem, który leży nad potokiem. Wasz kamrat twierdzi, że nos ten jest wam znany.
Obydwaj żołnierze spełnili polecenie. Rénard rzekł:
Parbleu! Znam tego łotra! To sławny strzelec amerykański Sępi Dziób.
— Należy do wojsk Juareza — dodał Mallou. — Wielu naszych padło od jego kul.
— Co? Więc znacie go osobiście? — zapytał sierżant, który uważał, że należy ustalić dokładnie stan faktyczny tak ważnej sprawy.
— Nie mam wątpliwości, że to on. Wykluczam pomyłkę. Kto w życiu widział tę twarz, ten się nie pomyli, sierżancie.

105