Strona:PL Karol May - Klasztor Della Barbara.djvu/109

Ta strona została uwierzytelniona.

— Z Niemiec? Ach! Chciał pan zapewne powiedzieć z Austrji?
— Nie. Z Prus.
— Z Prus? Hm. Uważa pan, że to dobra rekomendacja?
Kurt spojrzał na oficera ze zdumieniem.
— Przyznam się, że nie rozumiem pańskiego pytania.
Rotmistrz wstrząsnął lekceważąco ramieniem.
— Zrozumie pan wkrótce. Niech mi pan powie, jaki jest cel pańskiej podróży?
— Udaję się naprzód do Santa Jaga, później do hacjendy del Erina.
Ah, przypominam sobie tę nazwę. To zapewne ta sama hacjenda, która się tak doskonale nadaje do biwakowania.
— Tego nie wiem. Nigdy tam nie byłem.
— W jakim celu pan podróżuje?
— Jadę w sprawach osobistych. Mam nadzieję spotkać tam krewnych.
— Czy towarzyszące panu osoby należą do służby?
— Są to raczej przyjaciele.
— Aha. Hm. Przyjaciele. Czy jeden z nich nie nazywa się Sępi Dziób?
— Owszem.
— W takim razie proszę o pofatygowanie się ze mną do generała, który jest komendantem miasta.
Kurt spojrzał nań ze zdumieniem:
— Cóżto ma znaczyć?
— Nie jestem upoważniony do udzielania w tym względzie informacyj.

107