Strona:PL Karol May - Klasztor Della Barbara.djvu/130

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jak mi Bóg miły, niema jej! — zawołał ze zdziwieniem. — Uciekła. To dopiero zachowanie! Do stu siarczystych piorunów! Cóżeście jej zrobili?
— Ja? Jakto?
— Nie znosi was!
— Trudno mi zrozumieć.
— Tak, popsuliście naszą wzajemną harmonję! Gdy was ujrzała, żółć ją zalewać zaczęła — widziałem to doskonale. Dlatego uciekła. Nie chce o was słyszeć!
— Cóż robić? Powiedzcie, drogi sennor Pirnero, czy mogę umieścić u was konia, muły i ładunek?
— Oczywiście.
— Wolałbym zostawić towar w zamkniętem miejscu.
Ah, czy to rzeczy wartościowe?
— Owszem. Ołów.
— Ołów? Świetnie! Ołów jest poszukiwany. Dokądże go wieziecie?
— Chwilowo zostawię tutaj. Na górze, w Sierra, są pokłady ołowiu. Ponieważ w najbliższej przyszłości potrzebna mi będzie wielka ilość pieniędzy, pojechałem tam i zabrałem sporą porcję. Powinna mi wystarczyć.
— Mam nadzieję, że nie postawicie zbyt wysokiej ceny. Pocóż wam jednak tyle pieniędzy?
— Zgadnijcie.
— Lepiej powiedzcie sami.
— Dobrze! Chcę się ożenić.
Stary skoczył jak oparzony.

128