Strona:PL Karol May - Klasztor Della Barbara.djvu/137

Ta strona została uwierzytelniona.

— W swoim pokoju.
— Mógłby właściwie spać na sianie u vaquerów! Nie zamówił nawet szklanki parszywego julepu. No, to jedzenie popamięta sobie! Zamiast masła dałem mu wapna, zamiast pieprzu cukru, zamiast octu mleka. W dodatku dostanie kawał starego mięsa. Postawiłem je na ruszcie, niech się dobrze przypali. Zęby niech sobie łotr połamie na tych przysmakach!
— Ależ ojcze!
— Milczeć, ani słowa! — przerwał. — Dla głupca, który się chce żenić, przypalone i przepieprzone płucka wołowe są odpowiednim smakołykiem.
Wypchnął Rezedillę za drzwi. Nie opierała się. Pobiegła do ukochanego i wśród śmiechu ostrzegła go przed wspaniałą ucztą. Potem weszła do gospody i usiadła przy oknie.
Po jakimś czasie weszła służąca i zaczęła nakrywać. Gdy skończyła, Pirnero posłał na górę po Gerarda. Potem usiadł przy oknie tak, aby widzieć dobrze, co się dzieje na nakrytym stole. Już zgóry cieszył się z nietęgiej miny gościa.
Gerard wszedł i usiadł przy stole z powagą. Chwycił widelec i wpakował w mięso. Musiał wytężyć siły, mięso było bowiem twarde, jak kamień.
— Delicje! — rzekł, oblizując się. — Jaka soczysta i miękka pieczeń. Cóżto za mięso, sennor Pirnero?
— Pieczone płuca cielęce — odparł gospodarz.
— Moja ulubiona potrawa! Wolę ją jednak na zimno. Schowam więc wasze mięso na później. W torbie od siodła mam jeszcze kawał mięsa bawolego, smażonego na ruszcie. Ogień się pali, sennor Pirnero?

135