zięć pochodzi z jednej z najlepszych rodzin w kraju. Jest rzeczywistym tajnym radcą. Kogóżby Rezedilla dostała tutaj? Najwyżej jakiegoś biednego trappera lub strzelca, któregobym musiał utrzymywać.
— Może macie rację. Życzę szczęścia.
— Dziękuję — rzekł stary, kiwnąwszy protekcjonalnie głową.
— Ale, — ciągnął Gerard — jak zamierzacie rozporządzić swoją posiadłością?
— Sprzedam ją. Na gospodę zawsze znajdzie się kupiec. Kilku ferm mleczarskich również łatwo się pozbędę.
— Macie już kupca?
— Mam.
Stary nie myślał nawet o opuszczaniu Guadelupy, był jednak zły na Gerarda i chciał mu dokuczyć. Gerard odparł z najniewinniejszą pod słońcem miną:
— To szkoda. Przybyłem bowiem poto, by się dowiedzieć, czy nie macie na sprzedaż gospody?
Pirnero odwrócił się i spojrzał nań zpodełba.
— Co...? Wy...? Skądże to pytanie?!
— Znam pewnego kupca, któremu wasza oberża i fermy mleczne bardzoby odpowiadały.
— Gdzież ten kupiec?
— To obojętne. Przecież już macie innego.
— To nie powód do milczenia! Kiedy dwóch reflektuje, większy jest wybór. A więc, któż to taki?
— Ja sam.
— Wy —?! — Jakże możecie myśleć o kupnie, gdy nie jesteście w stanie zapłacić ceny kupna! Macie
Strona:PL Karol May - Klasztor Della Barbara.djvu/140
Ta strona została uwierzytelniona.
138