Strona:PL Karol May - Klasztor Della Barbara.djvu/27

Ta strona została uwierzytelniona.

— Schwytali ich — pomyślał Grandeprise. — Niemiła historja. Nie zrobili nic złego, ale panowie Francuzi nie będą się z nimi długo cackać. Jakże w takim razie pochwycę Landolę? Muszę się postarać o ich zwolnienie.
Ukrył się za jednym z pomników i zaczął podglądać, co się dalej stanie.
Sprowadzono Corteja i Landolę i postawiono obok trupa.
— Skąd wzięliście zwłoki? — zapytał alkalde.
Milczenie.
— Dosyć! — rzekł Kurt. — Zbrodniarze milczą zwykle, gdy już nie mają nic do stracenia. Z nadejściem dnia zobaczymy, z którego grobowca wykradziono trupa.
— Ma pan rację — rzekł alkalde. — Do tego czasu wszystko powinno pozostać, jak jest. Postawię na straży swych ludzi. A my odprowadzimy obydwóch łotrów do więzienia.
Po krótkiej chwili alkad, Kurt, Sępi Dziób i Peters ruszyli z Landolą i Gasparinem Cortejo.
Niepostrzeżony przez nikogo, sunął za nimi Grandeprise.
W więzieniu próbowano znowu przesłuchać złoczyńców. Jednak i tu milczeli jak zaklęci. Ponieważ tylko jedna cela była wolna, umieszczono w niej obydwu.
Kurt zwrócił się do Corteja:
— Nie sądźcie, sennor Gasparino Cortejo, że milczenie coś wam pomoże. Wiem o wszystkiem. Przyznanie się pana jest mi niepotrzebne.

25