Strona:PL Karol May - Klasztor Della Barbara.djvu/32

Ta strona została uwierzytelniona.

Zobaczył tablicę, na której wynotowane były nazwiska wszystkich aresztantów. Pod numerem trzydziestym drugim było napisane: Wrzekomo Antonio Veridante wraz z sekretarzem. Znał już nawet celę, w której znajdzie towarzyszy. Na stole leżały różne kartki, wśród nich potwierdzenie odbioru aresztantów, to było strzelcowi na rękę. Szybkim ruchem wyjął pióro, wypełnił jedno potwierdzenie i podpisał pod niem gubernatora, którego nazwisko było mu znane. Nie znał podpisu gubernatora, nie zmienił przeto charakteru pisma. Ledwie wysuszył papier bibułą i włożył do kieszeni, zjawił się klucznik w towarzystwie dwóch żołnierzy z nabitemi karabinami.
— Oto żołnierze, których pan kapitan żądał, — zameldował.
— Dobrze. Gdzie klucz, który otwiera wszystkie cele?
— Mam przy sobie.
— Za mną! Naprzód!
Grandeprise pamiętał po oświetlonem oknie, że cela, o którą mu chodzi, znajduje się na pierwszem piętrze. Udał się więc tam i stanął przed celą Nr. 32.
— Otworzyć! — rozkazał.
Klucznik spełnił rozkaz bez wahania. Stojący przed drzwiami wartownik usunął się. Drzwi się otworzyły. Przy świetle latarki klucznika aresztowani ujrzeli francuskiego oficera.
— Wyście adwokat Antonio Veridante? — zapytał Grandeprise Corteja.
— Tak jest.

30