— A to wasz sekretarz?
— Tak.
— Pakażcie-no!
Ostatnie słowa skierowane były do klucznika, z którego rąk Grandeprise wziął latarkę. Udał, że chce oświetlić twarze obydwóch aresztowanych, manipulował jednak tak, aby jego twarz mogli zobaczyć. Zorjentowali się w jednej chwili, kto przed nimi stoi.
— Tak, to oni! — rzekł. — Gubernator chce ich natychmiast widzieć. Wiadomo mu, że są podejrzani o stosunki z Juarezem. Zabiorę ich ze sobą.
Zwracając się do klucznika, wyciągnął potwierdzenie odbioru i rzekł tonem, wykluczającym wszelki protest:
— Oto dowód, podpisany przez gubernatora, że obydwaj więźniowie mają mi być wydani. Za jakąś godzinę przyprowadzę ich zpowrotem. Przygotujcie potwierdzenie, abym później nie musiał czekać. Naprzód!
Pchnął więźniów przez drzwi i skinął na żołnierzy, aby ich wzięli pod swą opieką. Klucznik odczytywał papier przy blasku latarni i nie ważył się protestować.
Zeszli po schodach, minęli dziedziniec i doszli do bramy, którą otworzył wartownik. Na ulicy żołnierze ruszyli automatycznie w kierunku pałacu gubernatora.
Z powodu braku latarń ulicznych panowały zupełne ciemności. Żołnierze pilnowali więźniów, trzymając ich ręką pod ramię.
Gdy uszli spory kawał drogi, Grandeprise wycią-
Strona:PL Karol May - Klasztor Della Barbara.djvu/33
Ta strona została uwierzytelniona.
31