Strona:PL Karol May - Klasztor Della Barbara.djvu/45

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie, nie, mój synu. Naprzód muszę wiedzieć, czy mi będziesz odpowiadać.
— Będę.
— Bardzo mnie to cieszy. Oto dziesięć franków.
Sępi Dziób sięgnął do kieszeni, wyciągnął skórzany worek i wręczył odźwiernemu złotą dziesięciofrankówkę.
— Dziękuję, sennor! Sen jest każdemu człowiekowi pracy bardzo potrzebny, ale za taki napiwek jestem zawsze do usług. Pytaj, sennor!
— Niewiele mam zapytań. Czy dużo gości mieszka dziś w gospodzie?
— Niewielu. Dziesięciu, może jedenastu.
— Czy jest wśród nich trójka, która mieszka razem?
— Mam wrażenie, że nie. Wszyscy mieszkają w pokojach oddzielnych, z wyjątkiem dwóch, którzy mają jeden pokój. To sennor Antonio Veridante i jego sekretarz.
— Trzeciego tam niema?
— Przybył z nimi jakiś człowiek, ale nie mieszkają razem. Nie wiem, jak się nazywa. Ubiera się bardzo skromnie, jak biedny vaquero, lub strzelec.
— Czy te trzy osoby wyszły wieczorem?
— Wyszły o zmroku.
— I wróciły?
— Nie widziałem.
— Chciałbym zamienić z tym strzelcem czy vaquerem kilka słów na uboczu. Czy to się da zrobić?

43