wolony, a oddawna już myślę nad tem, jak wynagrodzić twą żarliwość.
— Co za szczęście! — rzekł Manfredo z uśmiechem.
— Nie mówiłem o tem nigdy. Czekałem, aż przyjdzie odpowiednia okazja.
— Dziś dzięki tym dwom gościom trafia się okazja?
— Tak.
— Co się stało? — zapytał Manfredo z zaciekawieniem.
Starzec spojrzał nań dziwnym wzrokiem.
— Czy chcesz zostać hrabią?
— Hrabią? — zapytał młodzieniec zdumiony. — Jesteś dziś w dobrym humorze, stryju!
— To prawda. Ale humor nie wpływa na moje zamiary. A więc, chcesz zostać hrabią?
— Jakim hrabią?
— Hrabią de Rodriganda.
— Wielkie nieba! Jest ich przecież czterech. Dwóch starych, uznanych za zmarłych, jeden młody który chce być hrabią, ale nim nie jest, i drugi młody, który nim również nie jest, chociaż być powinien.
Hilario wymienił nazwiska gości i opowiedział treść rozmowy. Gdy skończył, Manfredo zawołał:
— To nadzwyczajne! Jak myślisz postąpić? Mam nadzieję, że zamkniesz tych ptaszków razem z resztą. Zasłużyli na to bardziej od tamtych.
— Masz rację. Dając im zapłatę, myślę o tobie i sobie. Stanie się to dziś jeszcze. Od jutra wszyscy
Strona:PL Karol May - Klasztor Della Barbara.djvu/93
Ta strona została uwierzytelniona.
91