Strona:PL Karol May - Ocalone miljony.djvu/104

Ta strona została uwierzytelniona.

oszukał, nie pójdzie stąd precz, udławię się wściekłością!
— To dziwne! Wczoraj mówiła pani inaczej o nim, a nawet z nim samym.
— Co pan może o tem wiedzieć!
— O, wiem wszystko!
— Wszystko? Nie, nic pan nie wie! Gdzież ja byłam wczoraj wieczorem?
Zapytała wyzywająco; odpowiedziałem z uśmiechem:
— Nad Źródłem Góry Wężowej. Sklecono dla pani nad wodą szałas. Siedziała pani przed nim z owym mężnym Yuma, który przyjął był nas swego czasu tak gościnnie. Wiem nawet, że rozmawiała sennora o mnie i o innych. Nie mam chęci tego powtarzać. Następnie ukazał się pani kochany sennor Jonatan.
— Też? — Skąd się do mnie dostał?
— Z Jasnej Skały. Wyjechał wraz z Mogollonami, aby nas schwytać; ponieważ jednak nie ma wprawy, stało się wręcz przeciwnie: sam wpadł w nasze ręce. Może zechce pani zaprzeczyć?
— Odgaduje pan tylko na chybi trafi.
— Bynajmniej. Sennor Jonatan wraz z Mogollonami miał urządzić postój nad źródłem, kiedy zobaczył pani ognisko, gorzejące na wysokość domu. Zostawił czerwonych i poszedł na zwiady. Nieprędko pani się znajdzie w podobnej sytuacji, inaczej powiedziałbym pani, że nie należy rozpalać tak zdradliwego ogniska. —