— Znamy drogę tak dobrze, jakgdybyśmy ją stokrotnie przejechali.
— Czy trudna do przebycia?
— Nie. Tylko dla powozu uciążliwe będzie wspinanie się na Łysinę Canonu.
— Czy nie widzieliście żadnego z tych psów Nijorów?
— Jednego jedynego między Łysiną Canonu a Mroczną Doliną.
— Skąd przybywał?
— Z północy i jechał na południe.
— Przybywał tedy stąd i wracał do domu?
— Wracał do domu, ale czy stąd przybywał, o tem nie mogliśmy się przekonać,
— Czy was zauważył?
— Nie. Dostrzegliśmy go pierwsi i zdołali się ukyrć.
— Czemuście go nie schwytali?
— Sądziliśmy, że lepiej go przepuścić.
— Czy nosił barwy wojenne?
— Nie.
— A zatem droga na Łysinę Canonu i z niej jest uciążliwa dla powozu?
— Tak stroma jest i wąska, że dużo czasu stracimy na przeprawienie powozu do Mrocznej Doliny.
— Uff! Słyszałem was; możecie spocząć.
Obaj wywiadowcy odeszli. Przypuszczałem, że czterej Indjanie zaczną się teraz naradzać; ale wciąż trwali w milczeniu. Minął kwadrans, zanim wódz zapytał:
Strona:PL Karol May - Ocalone miljony.djvu/120
Ta strona została uwierzytelniona.